Kilka dni przed zaplanowaną imprezą sen z powiek wszystkim spędza pogoda – nasze pogodowe prognozy jak zwykle różnią się od siebie w zależności od źródła – w jednych wiadomościach w sobotę ma być słonecznie i sucho, w innych pochmurnie ale bez deszczu a jeszcze inny instytut w dwóch wykresach podaje raz deszcz raz słońce. No i bądź tu mądry, jednak zakładamy wersje optymistyczną.
Wzorem ubiegłego roku Hubertus w Furioso odbył się 11 listopada.
Poranek – na szczęście pogoda dopisuje.
Polska flaga na maszt.
Konie wyczyszczone, osiodłane. Alex odtrąbił „wsiadanego”, na ujeżdżalni robi się tłoczno, około 20 koni. W tym roku przewaga młodych koni, dla kilku z nich to debiut w takiej imprezie ale również debiut „terenowy”, pierwsza wyprawa poza stajnie i ujeżdżalnie z jeźdźcem na grzbiecie.
Tradycyjnie przed wyjazdem krótka odprawa, przedstawienie uczestników biegu myśliwskiego. Jeszcze efektowny spin w wykonaniu Alexa na Brodaniku i wyjazd.
Ci którzy zostali w Furioso spacerkiem wybierają się na łąkę, na której rozegrana będzie pogoń za lisem. Bigos i inne smakołyki oraz dzieciaki „jadą” jeepem.
Na łąkę docierają również konni, krótka przerwa, konie mają chwilę wytchnienia przed najbardziej emocjonującą częścią dnia.
Lisem w tym roku jest ubiegłoroczny zwycięzca gonitwy – Bogdan.
Na rudą lisią kitę przypiętą do jego ramienia chrapkę mają wszyscy, jednak tylko jeden jeździec zostanie „Królem polowania”. Jeszcze tradycyjnie „strzemienny” i sygnał rozpoczęcia gonitwy.
Jak to zwykle bywa lis kluczy, stosuje uniki, jednak jego los jest przesądzony.
W końcu w zaciętym pojedynku i lisią kitę zwycięża Piotr z zaprzyjaźnionego Janiowego Wzgórza.
Jeszcze tradycyjnie flo dla każdego zawodnika, toast dla zwycięzcy.
Teraz swoją szansę na drugą lisią kitę mają „piesi”, muszą znaleźć trofeum ukryte w gęstwinie lasu. Najbardziej spostrzegawczy w tej zabawie jest Darek, jednak swoim wygranym „radzieckim” szampanem dzieli się ze wszystkimi.
Na łące jemy jeszcze tradycyjny myśliwski bigos (cudo przygotowane przez p. Zosię), raczymy się pitnym miodem prosto z pasieki Pana Macieja i wracamy do Furioso.
Teraz rozpoczyna się zabawa, oczywiście ognisko i grill. Koncert na trzy gitary. Przy ogniu można siedzieć i słuchać Alexa, Irka, Wieśka i Dominika do białego rana.
Grają piosenki związane z tradycją Legionową, w końcu dzisiaj 11 listopad, ale i ulubione ogniskowe ballady.
Pogoda hubertusowa wręcz zamówiona, przez cały dzień nie spadła ani kropla deszczu – chyba jakoś sobie Furioso zasłużyło na taki „podarunek”. W końcu zmrok i jesienny chłód wyganiają towarzystwo do baru, gdzie tym razem koncert z udziałem nowego instrumentu i naszych multiinstrumentalistów.
I zabawa prawie do białego rana – oj działo się, działo ………………..
Skończył się Hubertus, skończył się sezon sportowy 2006, pełen wydarzeń sportowych, nadziei, zwycięstw i pracy. W następnym znowu będzie mnóstwo pracy, którą trzeba włożyć w przygotowanie koni i zawodników do startów w kraju i zagranicą.
Teraz zimą będziemy pamiętać blask ognia i czasem wznosić toast …..”Za Kentucky dziewczyny i chłopaki”, a za rok spotkamy się na hubertusowej łące.